A ja kocham księdza...

Dyskusja na temat miłości i przyjaźni, znajomości - o pierwszej miłości, prawdziwej przyjaźni, nowych znajomościach, o swoich doświadczeniach...
anett

A ja kocham księdza...

Post autor: anett » ndz paź 07, 2007 9:03 pm

Mam 16 lat, ale to wcale nie musi oznaczać, że nie dorosłam do prawdziwej miłości. On - ksiądz, jest 10 lat starszy.
Nasze kontakty na dzień dzisiejszy wyglądają dosyć dziwnie. Ubiegłego sylwestra powiedziałam mu o moim uczuciu. Jak zareagował? Dosyć spokojnie, ale powiedział, że ma nadzieje, że szybko mi przejdzie. I tu mnie trochę zabolało.
A odważyłam się powiedzieć, bo to co robił trochę dawało mi do myślenia i nie ukrywam, że oczekiwałam, że jego odpowiedź na to będzie pozytywna.
A co takiego robił? Na przykład wchodząc do pokoju, gdzie byliśmy sami, powiedział 'cholerny celibat'. I nie wiem do tej pory jak mam to interpretować. Poza tym później mnie przytulił, bo musiał iść na mszę i zostawić mnie samą.
I tak ładnie na mnie patrzył na każdej mszy i się uśmiechał.
Kocham go całym sercem. A on? Nie wiem co on czuje.
Jego zachowanie jest dwuznaczne. Niby nic, niby mnie ignoruje, ale...
Ostatnio dzwonił do mnie o 2.30 w nocy, z tym, że nie wiem o czym gadaliśmy, bo najwidoczniej odebrałam przez sen. Wysłałam mu sms z pytaniem, a on odpisał, że miał telefon pod poduszką i najwidoczniej musiał wybrać numer. Tylko po 1 to nie śpi na poduszce, a po 2 ma telefon z wysuwaną klawiaturką, więc nie wiem, nie mam pojęcia jakim cudem. Stchórzył?
Ogólnie to było kilka fajnych chwil. Jedną z nich może być to, jak trzymałam go za rękę w kościele, bo był koncert i musialiśmy się złapać za łapki, a że los chciał, że stałam obok no to wiecie. Powiedział przy tym, że nasza religia na to nie pozwala. Zawsze powie coś, co mnie wielce zastanawia. Kurde... Ale mi się wtedy ręce trzęsły i jemu też. Było miło.
Kolejne to było to, jak usiadł obok mnie w ławce, podczas gdy miejsc było pod dostatkiem obok ministrantów. Zastanawiające...
A teraz mam z nim religie. I nie jest źle...

Przed wyznaniem mu mojego uczucia pewnego dnia zaproponował mi wyjazd na narty, sam na sam. Powiedział, że sie umówimy jak spadnie śnieg. Później już nie wspomniał o tym...

No i co wy na to? Proszę o jakieś dobre rady, bo doprawdy nie wiem co mam robić. Tylko nie mówicie, że najlepiej by było gdybym zapomniała, bo ja nie potrafię. A miłości nie da się ot tak zabić. Moi rówieśnicy wydają mi się strasznie dziecinni.
Boję się jednak, że kiedyś będę musiała pogodzić się z tym, że go już nie zobaczę. Póki co staram się walczyć o swoje. Nie wiem czy dobrze robię, ale...

Nie wiem skąd u mnie tyle nadziei. Może dlatego, że znam jedną dziewczynę, moją rówieśniczkę i jej księdza, również rówieśnik mojego, który po 2 latach ignorowania jej, zrzucił dla niej sutannę. I teraz cieszą się sobą i są szczęśliwi. Hym... :roll:

Awatar użytkownika
Jack
Pasjonat
Pasjonat
Posty: 874
Rejestracja: wt lip 18, 2006 5:44 pm
Lokalizacja: Rzeszów

Post autor: Jack » ndz paź 07, 2007 9:12 pm

On już wybrał swoją drogę i jeśli jego wiara jest silna to niestety dla Ciebie nic z tego nie będzie. Dokładnie wiedział na co się pisze zostając księdzem. Nie znaczy to oczywiście, że już nie ma ludzkich uczuć, ale niestety swoją osobę poświęcił komu innemu i to na długo zanim poznał Ciebie.

A co do nadziei to, mimo że bywa piękna, często pasują słowa: "Nadzieja jest matką głupich i swoich dzieci nie lubi".
The only rules that really matter are these: what a man can do and what a man can't do.

Awatar użytkownika
Nieboraczek
Bywalec
Bywalec
Posty: 110
Rejestracja: czw wrz 20, 2007 12:39 pm

Post autor: Nieboraczek » ndz paź 07, 2007 9:24 pm

a dla mnei to jest co najmniej podejrzane, że ksiądz narzeka na celibat, skoro, jak Jack juz wcześniej napisał, sam się na to zdecydował. odniosłam wrażenie, że on po cichu wątpi w swoje powołanie. przy najbliższej okazji pogadaj z nim i jeśli to się chociaż w małym stopniu potwierdzi, przypomnij mu że zrezygnować z kapłaństwa to nie znaczy odwrócić się od Boga. raczej lepiej, zeby sam siebie nie okłamywał, bo przed Bogiem nie da się nic ukryć.

jeśli będzie odwrotnie, to cóż... idź dalej a z czasem Ci przejdzie. i to nieprawda, że już nigdy nikogo tak nie pokochasz ;)

anett

Post autor: anett » ndz paź 07, 2007 10:05 pm

Żebym tylko potrafiła z nim pogadać, nie pisałabym tego tutaj. Mam jakiś lęk i to mnie paraliżuje...

Może i jestem naiwna, ale czy to jest nienormalne jeśli ktoś, kto kocha chcę być blisko niego?...

On ostatnio na religii powiedział, że calibat jest to, to, że nie może się hajtnąć do końca życia. Nie jest to rezygnacja z wszelkich przyjemności... Hm?
Ostatnio zmieniony ndz paź 07, 2007 10:05 pm przez anett, łącznie zmieniany 1 raz.

Zablokowany