Miłość
wszyscy (no prawie ;-p ) piszą, to i ja sie wysile.
miłość jest jak sprinter. przez caly czas gonisz, w końcu kiedy juz bedzie potrzebowala wzajemnosci, oslabnie, zwolni - dogonisz ją. zmienisz sie na lepsze, przyspieszysz, bedzie wspaniale.
ale ona kiedys znowu bedzie potrzebowala odpoczynku i da sie dogonic komus innemu.
wtedy podnosimy poprzeczkę, przyspieszamy, szukamy dalej (czy tez - od nowa). ponoc nigdy nie zapomina sie pierwszego zlotego medalu.
ta bzdure wymyslilem przed chwila sam, poza tym jest późno, wiec prosze sie nie smiac. :-S
miłość jest jak sprinter. przez caly czas gonisz, w końcu kiedy juz bedzie potrzebowala wzajemnosci, oslabnie, zwolni - dogonisz ją. zmienisz sie na lepsze, przyspieszysz, bedzie wspaniale.
ale ona kiedys znowu bedzie potrzebowala odpoczynku i da sie dogonic komus innemu.
wtedy podnosimy poprzeczkę, przyspieszamy, szukamy dalej (czy tez - od nowa). ponoc nigdy nie zapomina sie pierwszego zlotego medalu.
ta bzdure wymyslilem przed chwila sam, poza tym jest późno, wiec prosze sie nie smiac. :-S
piekna metafora . chociaz na poczatku skojarzylo mi sie to z poszukiwaniami nastolatki , mylacej milosc z zauroczeniem .Ulvhedin pisze:miłość jest jak sprinter. przez caly czas gonisz, w końcu kiedy juz bedzie potrzebowala wzajemnosci, oslabnie, zwolni - dogonisz ją. zmienisz sie na lepsze, przyspieszysz, bedzie wspaniale.
ale ona kiedys znowu bedzie potrzebowala odpoczynku i da sie dogonic komus innemu.
wtedy podnosimy poprzeczkę, przyspieszamy, szukamy dalej (czy tez - od nowa). ponoc nigdy nie zapomina sie pierwszego zlotego medalu.
Hm , jak myslicie , jak poznac , ze to naprawde milosc ?
Ja znalazlam coś takiego w necie
Miłość czy zakochanie?
Wiele jest rodzajów miłości. W języku greckim np. istnieją aż cztery słowa na wyrażenie tego, co po polsku oddajemy przy pomocy jednego - "miłość". Miłują się małżonkowie. Rodzice kochają dzieci, dzieci rodziców. Nauczyciel, na swój sposób może kochać uczniów, lekarz pacjentów, kapłan wiernych i odwrotnie. Matka Teresa z Kalkuty - mówimy - kochała ubogich, i dlatego całe życie z oddaniem i poświęceniem im służyła. Św. Maksymilian z miłości do współwięźnia (którego nawet nie znał osobiście) pozwolił zagłodzić się na śmierć. Umarł, aby tamten mógł żyć i opiekować się swoją rodziną. Chrystus z miłości do ludzi (nawet swoich prześladowców) pozwolił się ukrzyżować. Oddał swoje życie, aby inni mogli mieć życie wieczne.
Wiele jest rodzajów miłości! Wszystkie jednak mają wspólną cechę... Coś, co nie ma tej cechy nie jest miłością. Miłość do innych jest przede wszystkim troską o ich dobro i bezinteresownym, a nawet ofiarnym (aż do ofiary z własnego życia) czynieniem im dobra. Jest więc czymś więcej niż pozytywne uczucia, a nawet czymś niezależnym od nich. Do nieprzyjaciół np. żywimy często uczucia negatywne, a przecież i ich mam kochać. Miłość wypływa głównie z woli, z postanowienia czynienia dobra innym. To nadaje jej powagę i wartość. Jak mógłby ktoś poważnie traktować naszą miłość, gdyby była ona uzależniona od ulotnego uczucia? Właściwie dopóki miłość nie zostanie sprawdzona przez brak gorących czy wzniosłych uczuć, nie możemy być pewni, że rzeczywiście kochamy. Uczucia przychodzą, odchodzą, zmieniają się. Miłość, pomimo tego. pozostaje i trwa.
Możemy obiecać miłość. Kiedy dwoje ludzi zawiera małżeństwo. przyrzeka sobie miłość do końca życia.
Skoro można miłość obiecać, musi być ona wolnym wyborem, a nie jakąś automatyczną emocjonalną reakcją. Gdyby nie była wolnym wyborem, w czasie ślubu moglibyśmy jedynie wyrazić to, co czujemy w danej chwili... i mieć nadzieję, że będzie to trwało. Ślub jednak jest obietnicą, a nie przewidywaniem.
Trzeba dużo dobrej woli i pracy nad sobą (pokonywanie własnego egoizmu natrafia zawsze na opór), aby w ogóle stać się dobrym i kochającym człowiekiem, a nie tylko mieć od czasu do czasu dobre uczucia. Miłości trzeba się uczyć w przeciwieństwie do zakochania, które "zdarza się" samo... Wiele młodych małżeństw stwierdza z przerażeniem, że szybko "przeminęła ich miłość". Nie dostrzegają, że nie nauczyli się jeszcze prawdziwie kochać, a to co "przeminęło", było tylko zakochaniem. "Miłość nigdy nie ustaje..." - pisze św. Paweł (1 Kor 13, 8).
Zachowanie czystości przedmałżeńskiej jest znakomitą szkołą miłości dla zakochanych. Młody człowiek uczy się w ten sposób przezwyciężać własne egoistyczne pragnienia. Trzeba przede wszystkim nauczyć się przezwyciężać owe "własne pragnienia", aby zacząć myśleć z troską o dobru innych (chodzi tutaj o autentyzm dobra, a nie spełnianie kaprysów czy zachcianek). Wśród tych, którzy zrezygnowali z walki o czystość nie znajdzie się prawdziwie kochających... Ideały, szlachetne zasady życia wymagają codziennej pracy, dyscypliny i zmagania się ze sobą. Nie osiąga się ich, żyjąc "na luzie". To, czym są wielcy ludzie (np. Matka Teresa albo św. Maksymilian), nie wynikło z "uśmiechu losu", ale codziennego wielkiego trudu, który przynosi - pamiętajmy - równie wielką satysfakcję.
[ Dodano: 2006-07-13, 12:47 ]
Sorki podkreslilam to czego nie chcialam, :-/
Miłość czy zakochanie?
Wiele jest rodzajów miłości. W języku greckim np. istnieją aż cztery słowa na wyrażenie tego, co po polsku oddajemy przy pomocy jednego - "miłość". Miłują się małżonkowie. Rodzice kochają dzieci, dzieci rodziców. Nauczyciel, na swój sposób może kochać uczniów, lekarz pacjentów, kapłan wiernych i odwrotnie. Matka Teresa z Kalkuty - mówimy - kochała ubogich, i dlatego całe życie z oddaniem i poświęceniem im służyła. Św. Maksymilian z miłości do współwięźnia (którego nawet nie znał osobiście) pozwolił zagłodzić się na śmierć. Umarł, aby tamten mógł żyć i opiekować się swoją rodziną. Chrystus z miłości do ludzi (nawet swoich prześladowców) pozwolił się ukrzyżować. Oddał swoje życie, aby inni mogli mieć życie wieczne.
Wiele jest rodzajów miłości! Wszystkie jednak mają wspólną cechę... Coś, co nie ma tej cechy nie jest miłością. Miłość do innych jest przede wszystkim troską o ich dobro i bezinteresownym, a nawet ofiarnym (aż do ofiary z własnego życia) czynieniem im dobra. Jest więc czymś więcej niż pozytywne uczucia, a nawet czymś niezależnym od nich. Do nieprzyjaciół np. żywimy często uczucia negatywne, a przecież i ich mam kochać. Miłość wypływa głównie z woli, z postanowienia czynienia dobra innym. To nadaje jej powagę i wartość. Jak mógłby ktoś poważnie traktować naszą miłość, gdyby była ona uzależniona od ulotnego uczucia? Właściwie dopóki miłość nie zostanie sprawdzona przez brak gorących czy wzniosłych uczuć, nie możemy być pewni, że rzeczywiście kochamy. Uczucia przychodzą, odchodzą, zmieniają się. Miłość, pomimo tego. pozostaje i trwa.
Możemy obiecać miłość. Kiedy dwoje ludzi zawiera małżeństwo. przyrzeka sobie miłość do końca życia.
Skoro można miłość obiecać, musi być ona wolnym wyborem, a nie jakąś automatyczną emocjonalną reakcją. Gdyby nie była wolnym wyborem, w czasie ślubu moglibyśmy jedynie wyrazić to, co czujemy w danej chwili... i mieć nadzieję, że będzie to trwało. Ślub jednak jest obietnicą, a nie przewidywaniem.
Trzeba dużo dobrej woli i pracy nad sobą (pokonywanie własnego egoizmu natrafia zawsze na opór), aby w ogóle stać się dobrym i kochającym człowiekiem, a nie tylko mieć od czasu do czasu dobre uczucia. Miłości trzeba się uczyć w przeciwieństwie do zakochania, które "zdarza się" samo... Wiele młodych małżeństw stwierdza z przerażeniem, że szybko "przeminęła ich miłość". Nie dostrzegają, że nie nauczyli się jeszcze prawdziwie kochać, a to co "przeminęło", było tylko zakochaniem. "Miłość nigdy nie ustaje..." - pisze św. Paweł (1 Kor 13, 8).
Zachowanie czystości przedmałżeńskiej jest znakomitą szkołą miłości dla zakochanych. Młody człowiek uczy się w ten sposób przezwyciężać własne egoistyczne pragnienia. Trzeba przede wszystkim nauczyć się przezwyciężać owe "własne pragnienia", aby zacząć myśleć z troską o dobru innych (chodzi tutaj o autentyzm dobra, a nie spełnianie kaprysów czy zachcianek). Wśród tych, którzy zrezygnowali z walki o czystość nie znajdzie się prawdziwie kochających... Ideały, szlachetne zasady życia wymagają codziennej pracy, dyscypliny i zmagania się ze sobą. Nie osiąga się ich, żyjąc "na luzie". To, czym są wielcy ludzie (np. Matka Teresa albo św. Maksymilian), nie wynikło z "uśmiechu losu", ale codziennego wielkiego trudu, który przynosi - pamiętajmy - równie wielką satysfakcję.
[ Dodano: 2006-07-13, 12:47 ]
Sorki podkreslilam to czego nie chcialam, :-/
nie zgadzam sie z ostatnim akapitem - jezeli ludzie sie kochaja, to normalne, ze chca to sobie okazac, a wspolzycie jest raczej dobrym sposobem. Zycie na Ziemi mamy prawdopodobnie jedno i nie powinnismy odmawiac sobie czegos tak wspanialego z najukochansza osoba (w ten sposób dajemy również przyjemnosc drugiej osobie) tylko dlatego, zeby udowodnic sobie i swiatu, ze mamy silna wole.
poza tym ludzie musza byc pewni przed zawarciem sakramentu malzenstwa, pewni swoich uczuc, no ale - nie oszukujmy sie - to tez jest sprawa w zyciu czlowieka dosc istotna, dlatego lepiej byc ze wszystkim "obeznanym" wczesniej.
imo
poza tym ludzie musza byc pewni przed zawarciem sakramentu malzenstwa, pewni swoich uczuc, no ale - nie oszukujmy sie - to tez jest sprawa w zyciu czlowieka dosc istotna, dlatego lepiej byc ze wszystkim "obeznanym" wczesniej.
imo