Pogaduszki z szaloną Kicią
: czw kwie 27, 2006 8:45 pm
Ludzi zadziwiają mnie coraz bardziej i bardziej. Raz jest fajnie, potrafimy sie dogadać...Innym razem coś się dzieje i wszystko znika. Czasami wystarczy jedno niepotrzebne słowo lub gest i wszystkie się burzy.
Ludzie zaskakują mnie swoją zmiennością. Ja też czasem zmieniam zdanie lub zaczynam się na kogoś gniewać po cyzm zaraz mi przechodzi... Ale jakoś czasem nie potrafię zrozumieć jak to jest, że ktoś się obraża...potrafi nie odzywać się przez dobrych kilka miesięcy, po czym dzwoni do ciebie i zaczyna rozmawiać jakby nigdy nic.
Śwait jest dziwny. Wiem! I choć jestem tu już dość długo...to nadal potrafi mnie zaskakiwać. Zarówno dobrze jak i źle.
Czasem tak strasznie wszystko mnie dołuje i irytuje, że mam zamiar z tym wszystkim skończyć. Nie wiem co trzyma mnie przy życiu. Może moja silna wola, moze to, że nie potrafię się poddać tak szybko. Przeszłam już nie jedno. Zniosłam nie jedno zło...I mimo przeciwności losu potrafie odnaleść w sobie siłę ducha, by zadziwiać inncyh sobą samą.
I może to właśnie na tym polega życie? Na stawainiu sobie poprzeczki coraz wyżej? Na wmawainiu sobie, że zdołam przeżyć (choć przecież wiadomo, że i tak przegraliśmy, bo śmierci nie oszukamy)?
Ludzie zaskakują mnie swoją zmiennością. Ja też czasem zmieniam zdanie lub zaczynam się na kogoś gniewać po cyzm zaraz mi przechodzi... Ale jakoś czasem nie potrafię zrozumieć jak to jest, że ktoś się obraża...potrafi nie odzywać się przez dobrych kilka miesięcy, po czym dzwoni do ciebie i zaczyna rozmawiać jakby nigdy nic.
Śwait jest dziwny. Wiem! I choć jestem tu już dość długo...to nadal potrafi mnie zaskakiwać. Zarówno dobrze jak i źle.
Czasem tak strasznie wszystko mnie dołuje i irytuje, że mam zamiar z tym wszystkim skończyć. Nie wiem co trzyma mnie przy życiu. Może moja silna wola, moze to, że nie potrafię się poddać tak szybko. Przeszłam już nie jedno. Zniosłam nie jedno zło...I mimo przeciwności losu potrafie odnaleść w sobie siłę ducha, by zadziwiać inncyh sobą samą.
I może to właśnie na tym polega życie? Na stawainiu sobie poprzeczki coraz wyżej? Na wmawainiu sobie, że zdołam przeżyć (choć przecież wiadomo, że i tak przegraliśmy, bo śmierci nie oszukamy)?